poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Wymęczyłam...

wreszcie... Tydzień czasu po troszeczku, po parę minut kiedy to udawało mi się nie zasnąć wyoglądałam. Dosłownie: wreszcie. Jak do tej pory widziałam:
  • świetne filmy Bollywood,
  • wybitnie kiczowaty film Bolly (ale od początku do końca miał taki być i dlatego się nie czepiam)
  • ... no i właśnie "Miłość żyje wiecznie".
Oj, nie podszedł mi bardzo. Po pierwsze wynudził mnie, po drugie wkurzał mnie, po trzecie przesłanie jakoś mnie nie przekonało. Poza tym tak jak do tej pory ten patos w filmach mnie nie raził tak w tym był nie do przegryzienia. Nie wiem dlaczego film ma takie dobre opinie w sieci, bo szczerze mówiąc to do najlepszych wg. mnie nie należy.

Ale za to teraz siadam oglądać drugą połowę filmu, który wczoraj bardzo mnie wciągnął. Już wiem, że mi się podoba, ale jak obejrzę to napiszę więcej.

Brak komentarzy: