sobota, 18 kwietnia 2009

Wiosna :)

Wreszcie zmieniam wygląd na wiosenny. Te smutne zimowe wpisy, ten surowy niebieski wygląd nijak się mają do mojego ostatniego nastroju, bo ja mimo, że wiatr mi prosto w oczy wieje nadal jakoś się trzymam ;).
Miałam o 15 kwietnia nic nie pisać, ale doszłam do wniosku, że taki dzień zdarza się raz na jakiś czas i trzeba go jakoś upamiętnić.
A wszystko zaczęło się wręcz optymistycznie ;).
Rano obudził mnie kurier UPS z piękną paczuszką z Didymosa. Tak, chusty już nie dla mnie a dla klientek, ale ja zawsze z każdej przesyłki cieszę się jakby była dla mnie.
W świetnym nastroju usiadłam przed komputerem i ... sprawdziłam stan konta... O zgrozo! Bank ściągnął sobie wpłaty za karty z konta, na którym nie miał wystarczających środków. Efekt: wszystkie karty zablokowane. Zrobił to dzień wcześniej niż się spodziewałam. Myślę sobie, nie jest tak źle, przecież odblokują.
Zabrałam się więc za inne zajęcia. Tak się za te zajęcia zabrałam, że pieczątka firmowa rozsypała mi się w drobny mak. Mam jednak zdolnego męża i nadal nie przejmowałam się tym co się stało. Wiedziałam: Krzysiu wróci - naprawi.
Wyszłam z Lilką na zakupy, wracamy a tam Dziadek czeka na nas z przesyłką. Odebrał dla mnie polecone... i ... musiałam zapłacić prawie 4 zł, bo list polecony z kolczykami do mnie wrócił.
Pomyślałam tylko, że już chyba więcej dziś to już mnie nie spotka złego i może wreszcie ta passa się odwróci. Ależ się myliłam ;)
Wróciłam do zajeć dnia codziennego. Czekałam na dość duży wpływ za chusty, było to pobranie. Dzień wcześniej pytałam klientki, czy chusty doszły i miałam odpowiedź twierdzącą. Zadzwoniłam więc na pocztę, żeby się dowiedzieć co i jak a tu... mam składać reklamację, bo już minęło ileś tam od doręczenia przesyłki i ta wpłata w zasadzie już powinna być. Zebrałam się więc szybko, zabrałam resztę kasy, którą miałam w gotówcę (całą, którą posiadałam) i poszłam do banku wpłacić ją na konto (żeby te nieszczęsne karty odblokowali) i przy okazji złożyć reklamację na poczcie.
I poszłam... i doszłam do banku... i załadowałam wszystkie swoje ostatnie pieniądze do tej paskudnej maszyny... a ona wypluła mi tylko druk "Błąd modułu gotówkowego. Transakcja do wyjaśnienia". Kasy nie oddał, na koncie nie zaksięgował... Wpadło i przepadło... Straciłam całą kasę. Okres rozpatrywania reklamacji od 10 do 30 dni... i nikogo nie interesuje, że to twoje ostatnie pieniądze.
Poszłam, więc zrezygnowana jeszcze na pocztę złożyć reklamację ... a tu dowiedziałam się, że mogę ją złożyć dopiero w poniedziałek... a potem trzeba będzie jeszcze czekać na rozpatrzenie jej 14 dni...
Wróciłam do domu. Doszłam do wniosku, że już dziś nic nie robię, bo wszystko za co się łapię leci mi przez ręce. Chciałam tylko zrobić coś banalnego do jedzenia, bo była już 19-ta a ja jeszcze nic nie jadłam. Wstawiłam więc spaghetti i ... rozwaliłam zawias w szafce kuchennej.

Na sam koniec dnia, suka chciała się jeszcze za mną pobawić. Przyniosła swoją zabawkę i położyła mi pod nogami, ja stałam do niej tyłem. Nagle cofnęłam się, zachwiałam i pomyślałam tylko, że dziś zasadzka czeka na mnie na każdym kroku. Dobrze, że ten dzień już minął.

1 komentarz:

odynka pisze...

ojj mocno przytulam - sio zle fosy:)